Scenka 1.
Rodzina- mama, tata, dwójka dzieci- je obiad. W McDonaldzie. Napychają się watowanymi bułami z brązowo-żółtą breją. Po wrzuceniu w siebie i w pociechy porcji śmieci dreptają do auta i na deserek aplikują swoim pociechom po dwie kinder-niespodzianki na głowę. Troskliwa mamusia przypomina sobie jeszcze o wielkiej pace czipsów leżącej w bagażniku i z promiennym uśmiechem częstuje swoją wesołą gromadkę. Sama sobie też nie odmawia. Dzieci w aucie siedzą ubrane w kurtki, czapki i szaliki. Rozbierać dzieci nie będziemy bo za kwadrans wysiadka. Radośnie odjeżdżają w stronę słońca.
Scenka 2.
Opisaną wyżej rodzicielkę spotykam parę dni później w sklepie wielkopowierzchniowym. Żali się swojej psiapsiółce. Że jej synek od trzech tygodni męczy się z infekcjami. Że “te wredne matki przyprowadzają swoje bachory przeziębione do przedszkola,a potem jej biedactwo przeziębione”. I musi “wybulić “ na leki I witaminy na wzmocnienie. A starszy synek znów ma próchnicę. Wizyta u dentysty to kolejny wydatek. I jeszcze na apetyt narzeka mamusia- obiadu nie chcą jeść, ale całą michę cukierków wyczyścili. Minę ma tak zbolałą jakby właśnie zbombardowano jej dom.
Osoby tego pokroju dziwią się, gdy moja córka bez zainteresowania przechodzi przez dział ze słodyczami. A ożywia się przy skrzynce z jabłkami.
Krytykują, gdy przy piętnastu stopniach na plusie mała biegnie po chodniku bez czapki.
A już na pewno wezwaliby opiekę społeczną, gdyby dowiedzieli się, że przy pięciu stopniach mrozu wyszła na spacer do lasu( czapka, rękawiczki i gruby sweter pod kurtką, ciepłe rajtuzki w pakiecie ).
Niech każdy patrzy na siebie? Może i tak- nie mój cyrk, nie moje małpy. Ale niech ta zasada działa w dwie strony! Co się stało, że nienormalne stało się oczywiste, a normalne postrzegane jest jak dewiacja prawie?
Przemysław Komarski. Rzepinianin od urodzenia....