Przez kilka dobrych dni mogliśmy obserwować „zagorzałą dyskusję dotyczącą nowego herbu powiatu słubickiego”. Nie bez powodu użyłam cudzysłowu, ponieważ to, co możemy przeczytać na forach trudno nazwać w rzeczywistości dyskusją, a już na pewno można mieć poważne wątpliwości, że dotyczy ona faktycznie samego herbu.
Pozwolę sobie na własną ocenę tego, co przetacza się właśnie przez fora internetowa. Nowy herb, podobnie jak pozostałe insygnia, został opracowany przez osobę z odpowiednimi kwalifikacjami, znającą zasady heraldyki. Komisja przy ministerstwie oceniała i akceptowała projekt i wychodzę z założenia, że jeżeli działająca przy ministerstwie komisja, taki właśnie projekt uznała za właściwy, oznacza to, że projekt został wykonany zgodnie z obowiązującymi zasadami, a z nimi nie mnie dyskutować. I właściwie na tym mogłabym zakończyć, gdyby nie fakt, że w całej tej „dyskusji” o orłach uderzające jest zupełnie coś innego.
Powód, czy pretekst?
Czytając wypowiedzi poszczególnych osób na forach internetowych odnoszę wrażenie, że to od samego początku wcale nie była „rozmowa” o symbolach, które powinny być polskie lub bardziej polskie. W mojej ocenie, w wielu miejscach jest to jawne nawoływanie do nienawiści, a na to już nie powinno być przyzwolenia. O ile jestem w stanie zrozumieć argument, że jako Polacy powinniśmy zadbać o jak najszersze propagowanie polskości, o tyle mowy nienawiści nie jestem w stanie zaakceptować.
Argumentacja opierająca się na sformułowaniach typu „włażeniem Niemcom w dupę”, „Polska dla Polaków”, „nie będzie Niemiec…” itd. to potwierdzenie, że w przestrzeni internetowej nadal poruszają się osoby, które nie zdają sobie sprawy z powagi i konsekwencji swoich działań, a co gorsza czują się zupełnie bezkarne.
To, co najbardziej mnie śmieszy, a może raczej irytuje, to fakt, że wielu z tych podających się za patriotów, wręcz zionących nienawiścią do sąsiadów zza Odry, na co dzień, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, korzysta z dobrodziejstw niemieckiej gospodarki. Przecież Niemca można bardziej nienawidzić jadąc swoim BMW po Silan w promocji na Szpickrugu.
Na niechęć do sąsiada może również wpływać praca po drugiej stronie Odry, czy też prowadzenie tamże działalności. Mogę jedynie domyślać się, jakie katusze przechodzą nasi rodacy pobierając z obrzydzeniem wynagrodzenie + kindergeld każdego miesiąca.
Jak ulał pasuje do całej sytuacji część dialogu z Samych Swoich: „…jak ja się napatrzę, tak dobrze, i w nocy się przyśni, to (…) tak nienawidzę, że strach”.
Niezwykle ciekawe jest również to, w jaki sposób niektórzy definiują pojęcie „patriotyzm”. Część tych najbardziej jadowitych komentarzy, które rzekomo mają świadczyć o postawie patriotycznej piszącego, zamieściły osoby, które od lat pracują poza granicami naszego kraju, nie popychając w ten sposób tej naszej polskiej rzeczywistości do przodu nawet o milimetr. Dlaczego opuścili ojczyznę miast wziąć się za bary z niedogodnościami i walczyć o lepszą wspólną przyszłość tu na miejscu? Czy patriotyzm nie oznacza przypadkiem pracy dla dobra ojczyzny? Czy można być patriotą wybiórczo? Po co powoływać się na patriotyzm, kiedy z patriotyzmem ma się niewiele wspólnego?
Owczy pęd i kwestia społecznej odpowiedzialności
Można sobie tak ironizować bez końca. Niezwykle niepokojący jest jednak fakt, że tak wiele osób publicznie głosi ksenofobiczne hasła. Każde ziarno ma potencjał. Potrzebny jest tylko właściwy grunt, a kiedy już ziarno padnie na podatny grunt, w zasadzie można być pewnym, że coś z niego wykiełkuje. Wszystkim krzykaczom demonstrującym swoją niechęć wobec innych nacji polecam obejrzenie filmu „5 kroków do tyranii”. Jeżeli komuś wydaje się, że tylko tacy ludzie jak Adolf Hitler, Józef Stalin, Osama bin Laden, czy Elżbieta Batory są zdolni do okrucieństwa, to jest w wielkim błędzie. W każdym człowieku jest czynnik zła, który w sprzyjających okolicznościach może zostać uwolniony, a pierwszym krokiem do tego jest tworzenie podziałów. Zgubny jest brak świadomości w tym zakresie.
„Dyskusja” o herbie powiatu słubickiego to niestety doskonały przykład owczego pędu. Włączyły się do niej osoby, które z tematyką heraldyki nigdy wcześniej się nie zetknęły i nawet nie miały pojęcia, że taka dziedzina istnieje. Nie znając szczegółów, bardzo chętnie komentowały sprawę w niezwykle kategoryczny sposób. Do uruchomienia machiny internetowego hejtu wystarczyło hasło „germanizacja”, które w naszym kraju budzi bardzo negatywne odczucia. O ile do osób, które w nieświadomy sposób dają się wciągnąć w tego rodzaju tryby, nie można mieć dużych pretensji, o tyle do tych, którzy świadomie manipulując słowami i informacją, napędzają machinę, już tak.
Każdy, kto wywołuje temat do publicznej dyskusji, formułując przy tym problem w taki sposób, jak to miało miejsce w przypadku powiatowego herbu, powinien sobie zdawać sprawę z własnych czynów. Zapewne zdecydowana większość osób, które ostatnio zainteresowały się tematem powiatowych insygniów i włączyły się do komentowania, wróciły do swoich codziennych zajęć.
A co jeżeli przynajmniej u jednej z tych osób autor tematu wywołał skrajne emocje, których konsekwencją będzie przykładowo wyżycie się na przypadkowym nastolatku przez wzgląd na fakt, że jest Niemcem? Jako Polacy poczujemy się wówczas lepiej? Potraktujemy to, jako odwet za zbrodnie wojenne i usprawiedliwimy takie działanie? W imię czego poczujemy się rozgrzeszeni?
Dyskusja nawet na bardzo trudne tematy może być akceptowana tylko do momentu pojawienia się elementów mowy nienawiści. Można się sprzeczać i polemizować. Każdy ma prawo wygłaszać swoje poglądy, ale w sposób odpowiedzialny.
Amelia Szołtun. Mieszkanka Słubic, która...