W swoim debiutanckim felietonie chciałbym poruszyć temat, o którym pisano i mówiono już w Słubicach wielokrotnie – temat niby marginalny, jednakże w ogólnym funkcjonowaniu naszego miasta dość istotny – problem porządku wokół naszych domów.
Od pewnego czasu teren Słubic – szczególnie ten z zabudowy wielorodzinnej – wygląda, jakby większość naszych mieszkańców zatraciła poczucie estetyki i stwierdziła, że kolejne lata będziemy żyć – przepraszam za wyrażenie – w syfie… Jeżdżąc każdego dnia po całym mieście, co kilkaset metrów napotykam na wyrastające regularnie ekspozycje wyposażenia mieszkań z przełomu epok – w okolicach miejsc składowania odpadów, jak grzyby po deszczu pojawiają się skupiska wersalek, szafek, drzwi, okien, worków z gruzem, jeździków dziecięcych czy dumnie świecących i z lekka zżółkłych muszli klozetowych… Niby wszystko normalnie – skoro niepotrzebne – to śmieć, skoro śmieć – to na śmieci. Tak to niestety nie działa.
Od wielu miesięcy wszem i wobec ogłaszane jest, że tego typu odpady – zwane w nomenklaturze fachowej ponadgabarytowymi podlegają innym zasadom wyrzucania niż odpady komunalne (te z śmietnika pod zlewem). Wraz z innymi zarządcami przez pewien czas prowadziliśmy z Gminą batalię dotyczącą zmiany zapisów uchwały w zakresie częstotliwości zbierania odpadów ponadgabarytowych i odnieśliśmy pewien sukces, albowiem obecnie odpady te odbiera się nie raz na kwartał, jak było wcześniej – ale raz w miesiącu. Sukces częściowy, albowiem marzeniem naszym był powrót do starych dobrych czasów gdy „pukowski” Star w oparach spalin każdego dnia robił objazd miasta i na bieżąco sprzątał duże odpady – ale było minęło. W obszar ten wdała się ekonomia, rentowność, wyniki i okazało się, że ten system jest za drogi i przyjęto końcowo, że zbieramy raz w miesiącu. No i niestety trzeba się do tego dostosować, a tu zauważam olbrzymi problem.
Część mieszkańców za nic ma harmonogram i notorycznie – przeważnie pod osłoną nocy – uprawia mebel walking okraszając podwórka między budynkami meblami i sprzętem wszelakim. Ja rozumiem, że kryzys, Polska w ruinie, dobra zmiana i 500+, co powoduje, że łatwiej przychodzi wielu rodzinom kupować nowe wersalki, meblościanki czy telewizory, ale czemu nie potrafimy jednocześnie zachować pewnej przyzwoitości i zadbać o to co zrobić z tymi rzeczami, które już nam niepotrzebne? Ok – rozumiem, że nie zawsze wymieniamy wersalkę z uwzględnieniem harmonogramu wywozu odpadów dla naszego rejonu, ale przecież każdy taki sprzęt można bezpłatnie przekazać do PSZOK-na ul. Krótkiej – nie trzeba tego zostawiać pod oknami swoimi, sąsiadów czy na skwerkach i trawnikach. Jeżeli ktoś przywozi do domu szafę, to przecież jej gabaryty nie będą mniejsze niż dotychczasowy mebel i tym samym transportem, którym dowozimy nowe – wywozimy do PUK-u jednocześnie stare. Nie trzeba z tym jechać do Kunowic – tu w Słubicach w odległości maksymalnie około 10 minut jazdy samochodem z najodleglejszego punktu miasta znajduje się miejsce, gdzie trzy razy w tygodniu możemy stare sprzęty złożyć. Możemy tam również zostawić wszelkie odpady budowlane powstałe w trakcie prac remontowych w lokalach mieszkalnych. Osoby, które prowadzą taki remont mogą też w PUK-u – za naprawdę uczciwą kwotę – zamówić kontener, który podstawiony pod domem umożliwi składanie tam powstających na bieżąco odpadów budowlanych, bez potrzeby wożenia ich co chwilę na Krótką. To naprawdę nic skomplikowanego.
Niestety – nie działa i tu chciałbym wejść w pewien drażliwy temat, a mianowicie sposobu walki z zjawiskiem bałaganiarstwa. Mam graniczące z pewnością przekonanie, że gdy w okolicy pojawia się nowa ekspozycja powystawowa, sąsiedzi wiedzą kto ją przygotował. Sporadyczne są sytuacje, gdy meble są dowożone z zewnątrz (choć i w tym przypadku wystarczy spisać numery rejestracyjne delikwenta), w większości przypadków bałagan tworzą sami mieszkańcy, a potem wszyscy musimy z tego powodu cierpieć i tygodniami oglądać z okien sterty śmieci.
I tu mój apel i prośba – jeżeli wiecie Państwo kto nabałaganił – bardzo proszę o telefon do mnie lub do swojego administratora. Anonimowo – nie w ramach donosicielstwa, ale w imię dobrze rozumianej wspólnej troski o otoczenie, w którym przecież na co dzień mieszkamy. Ja pójdę, porozmawiam z takim twórcą i zrobię wszystko by śmieci trafiły na miejsce im należne, a nie stanowiły elementu upodabniające część naszych ulic do śmietniska. Jeżeli nie uda się to w ramach rozmowy, osobiście zgłoszę sprawę do Straży Miejskiej, która posiada stosowne instrumenty do nakłonienia persony do usunięcia złożonych odpadów. To tylko i aż tyle. Dziękuję.