Kliknij przycisk i otwórz MENU >>
Inaczej jest czytać o bitwie w książkach, a inaczej, jeśli można zobaczyć i dotknąć oryginalnych przedmiotów, które „opowiadają” jej historię… Prof. UAM dr hab. Grzegorz Podruczny przybliża, czym są znalezione niedawno przedmioty, jaka była ich funkcja, a także – czego nadal będzie szukał i dlaczego.

Bitwa pod Kunowicami

Kto z nas nie czytał w podręcznikach opisów bitew… pod Cedynią, Grunwaldem… Niektórzy uczyli się pewnie o wojnie siedmioletniej (1756–1763), na przykład tego, że „charakteryzowała się oblężeniami i podpaleniami miast, ale również bitwami na otwartym polu, z wyjątkowo ciężkimi stratami”. Pilny uczeń może nawet doczytał, że jedna z większych miała miejsce 12 sierpnia 1759 pod Kunersdorf. Mowa o bitwie pod Kunowicami.

Badania na terenie bitwy

Od 2009 roku tereny pola walki są miejscem żmudnych poszukiwań archeologicznych i badań naukowych. W sierpniu na jednym z pól uprawnych, należących do Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej „Nadodrze” udało się odkopać prawdziwy skarb.

Znaleziska dokonał dr hab. Grzegorz Podruczny z Polsko Niemieckiego Instytutu Badawczego w Collegium Polonicum wspólnie z Andrzejem Kazaną z Kunowic, który pomaga w badaniach pola bitwy od samego początku. Zabytki znajdowały się ok. pół metra pod ziemią, szczęśliwie, przez te wszystkie lata nie przeorał ich żaden pług (w innych miejscach badacze znajdują zniszczone fragmenty podobnych przedmiotów).

Gdzie jest zlokalizowane pole bitwy? To dość rozległy teren. Wyjaśnia to G. Podruczny: zachodni skraj pola bitwy to wschodnia część osiedla Zielone Wzgórza, dalej pole bitwy obejmowało teren Kunowic wzdłuż drogi wojewódzkiej nr 137, na północ, aż do lasu, który jest już za wsią. Oprócz tego żołnierze również bili się na łąkach od rancha Drzecin aż po teren naprzeciwko piaskowni w Kunowicach.

Co wykopali badacze?

Jak podkreśla G. Podruczny, sierpniowe znalezisko jest ekstremalnie rzadkie i cenne. Dlatego postanowilł szerzej o nim opowiedzieć. We wtorek zaprosił nas do swojej pracowni i zaprezentował wydobyte przedmioty.

Bitwa pod Kunowicami

Chodzi o tzw. „zrzut bitewny”, składający się z 29. metalowych, miedzianych lub mosiężnych elementów pochodzących z toreb i czapek grenadierów i fizylierów. 4 największe to blachy ze skórzanych toreb, czyli ładownic. 3 z nich są rosyjskie i da się na nich odczytać herb guberni, czyli dwie skrzyżowane ryby. Dwie z nich z regimentu – Biełozielskiego, jedna – Azowskiego. Kiedyś były pozłacane. Czwarta, mniejsza blaszka jest austriacka, i, jak tłumaczy G. Podruczny, trudniej ustalić jej dokładne pochodzenie. – Na 90 proc. wywodzić się one z regimentów von Aremberg lub Grün Ludon, które poniosły największe straty. Były stosunkowo świeżo sformowane. Ten drugi i stracił ponad połowę ludzi, miał 130 zabitych – wyjaśnia.

Inne odnalezione elementy to 6 emblematów w kształcie granatu, które również pochodziły z ładownic grenadierów austriackich i trzy mniejsze z ładownic pruskich(tych ostatnich w zbiorach CP jest już 36), 1 emblemat z czapki pruskiego grenadiera (regimentu garnizonowego nr 6), podobny z czapki grenadiera rosyjskiego (z regimentu pskowskiego) i klamra od paska, prawdopodobnie rosyjska.

Ciekawym znaleziskiem jest rosyjska lontownica grenadierska, która służyła żołnierzowi do przenoszenia tlącego się lontu, niezbędnego do odpalania ręcznych granatów. Był to rodzaj XVIII w… zapalniczki. – Grenadier wyciągał z ładownicy granat, a żeby go odpalić, musiał mieć źródło ognia. Był nim tlący się lont przechowywany w specjalnej lontownicy o obłym kształcie, z dziurkami – opisuje G. Podruczny. Dodaje, że rzucony granat rozpadał się na odłamki które raniły przeciwnika (takie odłamki również odkopano na polu bitwy).

Wszystkie znalezione przedmioty są w dość dobrym stanie – mimo tego, że tyle lat przeleżały w ziemi, która była użytkowana, czyli orana i nawożona.

Jak te rzeczy znalazły się we wspólnym dole?

- Bitwa w którymś momencie kończy się, a to co potem się dzieje, w większości umyka historykom. Na polu bitwy zostaje mnóstwo rzeczy, koni i ludzi. Konie i ludzi trzeba pochować, a rzeczy pozbierać – wyjaśnia G. Podruczny.

W bitwie pod Kunowicami walczyło około 130 tys. żołnierzy, z tego ok. 10 tys. poległo. Armia rosyjska porządkowała pole bitwy tylko przez 1 dzień – zbierali broń, amunicję, chowali rannych. Potem przenieśli się za Odrę, obawiając się zarazy.

Wtedy do akcji wkraczała ludność cywilna, która nie była zbyt zamożna. Zabierała to, co mogło się przydać. Emblematy zostały zdjęte z toreb tak, żeby ich nie zniszczyć i złożone w jednym miejscu. Cywile zabrali skórzane torby, pasy czy elementy czapek, natomiast zakopali oznaczenia wojskowe, które mogły na nich sprowadzić kłopoty. Bezpieczniej było się ich pozbyć.

Gdzie świstały kule

Mimo, że są to najcenniejsze, to nie najważniejsze znaleziska. Dla G. Podrucznego ważniejsze są te, których ma już bardzo dużo – kule od karabinów. – Nakładam miejsca ich odnalezienia na mapę historyczną i próbuję ocenić, w których momentach historycy, badający bitwę w oparciu o źródła archiwalne mieli rację, a gdzie się mylili – tłumaczy naukowiec. I dodaje, że już odkrył, iż walki toczyły się również na pewnej łące, o czym do tej pory nie wiedziano. Dowodem są właśnie znalezione tam kule, które zostały wystrzelone z bliskiej odległości.

Ale również i to najnowsze znalezisko rzuca nowe światło na przebieg walk – nikt nie spodziewałby się w tym miejscu rzeczy austriackich, ponieważ stali oni z tyłu szyku bojowego. A ze znaleziska wynika, że jednak byli na głównej linii ognia. Potwierdzają to listy strat pobitewnych, z których wynika, że Austriacy stracili połowę swego składu.

Pasjonaci z wykrywaczami metali

Grzegorz Podruczny nie przeszukuje pola bitwy sam. – Mam stałe grono wolontariuszy, tak mieszkańców naszej gminy, jak i z dalszych okolic, pasjonatów lokalnej historii, którzy mi pomagają. Bez nich bym niczego sam nie zrobił - mówi. Przyznaje, że jest motorem naukowym tego projektu. Celem całej grupy jest przeczesanie każdego centymetra pola bitwy z wykrywaczami metali. W tym roku mają nadzieję na przełom – odkrycie grobu masowego.

W 2013 roku trafili na jego ślad, odnajdując fragmenty ludzkich kości i guziki, po kilku sezonach poszukiwań okazało się, że guzików z rosyjskich mundurów było w tym miejscu kilkaset.

W tym roku, prawdopodobnie już we wrześniu, będą ponownie próbowali ten grób odnaleźć, korzystając z wysokiej klasy georadaru. – Grób jest kopalnią informacji o żołnierzach, o tym w jaki sposób żyli, kim byli, ich kondycji, nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych badaniach DNA – wyjaśnia G. Podruczny. Oczywiście, nie może zdradzić miejsca, w którym przypuszcza, że ów grób się znajduje. Obecnie jest to pole orne.

Przy okazji poszukiwań naukowcy zapoznają młodzież z nowoczesnymi narzędziami, jakimi posługuje się archeologia. O ich projekcie niedawno pisaliśmy.

Przy przeczesywaniu pola bitwy znaleźć można nie tylko pozostałości z tej walki, ale i po innych wojnach. Na przykład hełm radziecki z wyraźnym śladem postrzału. Albo polski nieśmiertelnik z kampanii wrześniowej na nazwisko Śliwka. Po konserwacji da się odczytać, skąd ten żołnierz pochodził. Wszystko, co zostało znalezione, musi zostać opisane i zarchiwizowane.

Zabytkowych przedmiotów z pola bitwy zgromadzono już dokładnie 9219. W tym zapewne zostanie osiągnięta liczba 10 000.

Czy Słubice skorzystają z pracy naukowca?

Kiedy w 2009 roku odbywała się inscenizacja bitwy pod Kunowicami, w tle przewijały się rozmowy o budowie pawilonu, w którym swoje miejsce znalazłaby stała wystawa jej poświęcona. – Wtedy mieliśmy plany, ale nie było eksponatów, obecnie mam bardzo dużo cennych zabytków, ale nie potrafię powiedzieć, co się z nimi stanie – mówi G. Podruczny. Wyjaśnia, że dla niego obecnie kluczową sprawą jest zakończenie badań polowych oraz wydanie monografii bitwy i katalogu znalezisk. Choć nie ukrywa, że byłoby mu żal gdyby wszystko to, co udało się i jeszcze uda znaleźć, trafiło do pudeł i archiwów.

G. Podruczny chciałby, żeby w Słubicach powstała stała ekspozycja lub muzeum. Byłaby to szansa na zapoznanie mieszkańców z historią regionu, której nie znają. Ale na razie brak jest konkretnych deklaracji na ten temat (zapytamy o to burmistrza Słubic - przyp. red.). A jeśli tak się nie stanie – zbiory prawdopodobnie trafią do sąsiedniego Kostrzyna. W Bastionie Filip na ekspozycji stałej już jest część znalezisk z 2009 i 2010 roku.

Galeria zdjęć

Spodobał Ci się artykuł? Daj lajka i udostępnij dalej. Dziękujemy :)

Komentarze   

#1 Lechita 2017-08-27 18:46
Muzeum Ziemi Słubickiej powinno powstać jak najbardziej - byłaby to większa atrakcja niż chociażby pewna wieżyczka.

Chcesz dodać komentarz do artykułu? Zaloguj się lub zarejestruj swoje konto na portalu.